Dostaliśmy zgłoszenie o psie zamkniętym w kojcu. Właściciele się wyprowadzili, zostawili psa pod opieką rodziców i… tyle ich widziano. Problem polegał na tym, że zwierzak był w typie rasy agresywnej, do amstaffa każdy bał się wchodzić, podawano mu jedzenie przez kraty, wymiatano odchody miotłą. Spisano oświadczenia tymczasowych opiekunów psa, czworonoga zapakowano do samochodu i zawieziono do zielonogórskiego schroniska.
Do dziś nie wiadomo, jakim cudem udało się go przewieźć, bo szybko okazało się, że Ast (tak dostał na imię) nie jest psem do końca przyjaznym. Potrafi atakować bez ostrzeżenia, bardzo się nakręcał w zabawie i też przechodził do gryzienia. Bardzo długi czas siał postrach właśnie z powodu tego nieprzewidywalnego zachowania…
Aż pewnego dnia w schronisku zaczęła pracować Ona. Iwona pokochała Asta, postarała się go poznać z każdej strony, poobserwować i zrozumieć i okazało się, że Asto to psia sierotka, która potrzebuje wybiegania, ciepła, poczucia bezpieczeństwa. Dziś to zupełnie inny zwierzak! Oczywiście, że ciągnie się za nim opinia, więc nie każdy ma odwagę do niego podejść, ale Iwona zabiera go do domu, to swoich psów, spaceruje z nim po mieście i jeśli ktoś nie wie, to wydaje mu się, że to najzwyczajniejszy pies pod słońcem. W oczach ma wieczne zdziwienie, a jeszcze jak postawi uszka, to naprawdę wygląda jak najbiedniejsza, poczciwa sierotka 😉
Ast wciąż mieszka w zielonogórskim schronisku.